Witajcie serdecznie,
Dziś kolejny rosyjski produkt do włosów, a jest nim Staroałtajska maska/balsam do włosów, który ma za zadanie intensywnie je regenerować. Produkt po pierwszych testach zapowiadał się naprawdę obiecująco, znalazł się nawet w ulubieńcach zeszłego miesiąca - czy po dłuższym stosowaniu nadal tak jest ? O tym dowiecie się w dzisiejszym poście. Maskę zakupiłam na stronie SkarbySyberii i kosztowała 15,90 zł.
Staroałtajska maska-balsam przywraca siłę i piękno włosów. Naturalne składniki skutecznie pielęgnują, a wyciąg z papryczki chili, wzmacnia działanie odżywczych składników, sprzyja wzrostowi włosów. Posiada właściwości kondycjonujące, zmiękcza włosy i ułatwia ich rozczesywanie.
Olej rokitnika ałtajskiego - bogaty w witaminy, intensywnie odżywia włosy.
Korzeń aralii mandżurskiej – zawiera flawonoidy, wzmacnia korzenie włosów.
Sok aloe vera – bogaty w aminokwasy i polisacharydy, intensywnie nawilża włosy.
Papryczka chili – wzmacnia krwiobieg i odżywienie skóry głowy.
Mumio ałtajskie i olej rycynowy - bogate w biologicznie aktywne substance, stymulują wzrost włosów.
Organiczny ekstrakt prawoślazu lekarskiego – zawiera substancje nawilżające, chroni włosy przed negatywnym działaniem zanieczyszczonego środowiska.
Kwiaty echinacei purpurowej – zawierają saponiny, zmiękczają i regenerują włosy.
Maska zamknięta jest w plastikowym, wygodnym słoju - takie opakowanie zapewnia nam możliwość wydobycia 100% produktu. Pod nakrętką znajduje się dodatkowe, plastikowe zabezpieczenie. Konsystencja produktu przypomina bardzo rzadki budyń, jest dość lejąca, lecz dobrze nakłada się na włosy. Zapach kojarzy mi się z linią zapachową kosmetyków Nivea, z lekką nutą Bambino.
MOJA OPINIA:
Muszę przyznać bez bicia, że produkt zrobił na mnie dobre pierwsze wrażenie. Używałam jej na umyte i lekko wysuszone włosy i trzymałam godzinę pod ręcznikiem dla uzyskania najlepszych efektów, trzymana na włosach 5 minut niestety nie dawała żadnych efektów. Włosy po tej masce były miękkie, lśniące, gładkie i świetnie się rozczesywały - co prawda nie był to taki efekt jak po mojej ukochanej masce drożdżowej, ale było całkiem przyzwoicie. Efekt nie utrzymywał się zbyt długo, a z każdym kolejnym użyciem było... coraz gorzej. Początkowo używałam tej maski raz w tygodniu i było całkiem dobrze, jednak z chwilą, gdy zaczęłam używać jej częściej zauważyłam niepokojące przesuszenie włosów. Ostatni raz użyłam jej wczoraj i włosy były całkiem ok, natomiast dziś rano moje włosy są bardzo suche, co widać i czuć. Raczej nie dam jej szansy i nie zaryzykuję jej ponownego zakupu.
Czyli taka raczej do rzadszego stosowania, ale jeśli przesusza, to jednak nie dla mnie
OdpowiedzUsuńNie miałam jeszcze póki co nic z rosyjskich kosmetyków, ale bym chciała mieć.. i tu jest problem co kupić? :(
OdpowiedzUsuńJeszcze nie miałam żadnego rosyjskiego kosmetyku.. mimo wszystko jakoś Twoja wersja mnie kusi:)
OdpowiedzUsuńJa też nie polubiłam się z tą maską, miałam po niej ogromne siano i oddałam ją siostrze, u której się sprawdza.
OdpowiedzUsuńdla mnie chyba zły kosmetyk, bo mam dość 'puszyste' włosy:)
OdpowiedzUsuńtak jak moje poprzedniczki nic nie mialam z rosyjskich kosmetykow do tej pory,ale jakos mnie nie kusza ;) mysle, ze powoli fala na te kosmetyki przechodzi ;)
OdpowiedzUsuńNie znam tej maski, wspomnianej drożdżowej też nie miałam, ale jest na mojej liscie zakupowej :) Muszę tylko najpierw uszczuplić moje zapasy maseczek w tym pół słoja z litrowej maski Kallos Crema al latte :)
OdpowiedzUsuń